Pokusa osądzania

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Kiedy jeszcze byłem w klasztorze, miałem pokusę osądzania wewnętrznego stanu człowieka z jego zewnętrznego zachowania. I zdarzył mi się następujący wypadek. Pewnego razu przeszła obok mnie kobieta niosąca dzban wody. Nie wiem z jakiego powodu dałem się zaskoczyć i spojrzałem jej w oczy. Natychmiast przyszła mi myśl, że to nierządnica. Ta myśl zaczęła mnie dręczyć i opowiedziałem sprawę Starcowi, ojcu Janowi. Powiedziałem: „Panie, jeśli niechcący widzę czyjeś zachowanie i moja myśl mi podsuwa ocenę życia tego człowieka, co mam robić?” Starzec mi odpowiedział tak: „Cóż z tego? Czyż nie zdarza się, że ktoś ma jakąś wrodzoną wadę i poprawia się z niej przez walkę? Nie da się na tej podstawie ocenić jego stanu wewnętrznego. Nie wierz więc nigdy swoim podejrzeniom, bo krzywa miara nawet proste rzeczy wykrzywia. Podejrzenia są kłamliwe i szkodliwe”. Odtąd choćby mi własna myśl mówiła o słońcu, że to słońce, a o ciemnościach, że to są ciemności, nie ufałem jej. Bo nic gorszego nad podejrzenia. Są one tak zgubne, że jeśli trwają długo, doprowadzają do tego, że święcie wierzymy, żeśmy widzieli rzeczy, których w rzeczywistości nie było i nie ma.

Opowiem wam o tym przedziwną rzecz, której sam byłem świadkiem, gdy jeszcze byłem w klasztorze. Mieliśmy tam pewnego brata bardzo silnie opanowanego przez tę wadę. Tak święcie wierzył w prawdę wszystkich swoich podejrzeń, iż w każdej sprawie twierdził niewzruszenie, że było tak właśnie, jak to jemu przedstawiły jego myśli i nie dopuszczał możliwości, żeby było inaczej. Z upływem czasu wzrastało to zło i tak zdołali go szatani omamić, że kiedyś wszedł do ogrodu dla śledzenia innych (bo wiecznie podglądał i podsłuchiwał) i wydało mu się, że widzi pewnego brata jak kradnie i zjada figi. A był to piątek, trochę przed godziną drugą. Przekonany więc, że naprawdę na własne oczy widział ten czyn, bez słowa opuścił ogród. Później podczas sprawowania Eucharystii śledził owego brata, który rzekomo kradł i zjadał figi, chcąc zobaczyć, czy przystąpi do Komunii św. A widząc, że on myje ręce, aby podejść do Komunii św. pobiegł do opata i powiedział: „Oto brat taki a taki idzie przyjąć Komunię św. razem z braćmi. Nie pozwól, żeby mu ją dano! Widziałem go z rana, jak kradł figi w ogrodzie i jadł je”. W tym momencie wchodził ten brat idąc z wielką skruchą po Święte Postacie, należał bowiem do najgorliwszych. Opat widząc go, zawołał go zanim on jeszcze doszedł do rozdającego Komunię kapłana, wziął go na bok i zapytał: „Powiedz mi bracie, co to takiego robiłeś dzisiaj?” On zdziwił się i odpowiedział: „Gdzie, Panie?” Opat na to: „W ogrodzie, gdzie byłeś rano: co tam robiłeś?” Odpowiedział mu zdumiony brat: „Panie, ani ogrodu dzisiaj nie widziałem, ani nawet nie byłem rano w klasztorze, ale dopiero co wróciłem z drogi. Bo kiedy tylko skończyliśmy wigilie, wysłał mnie szafarz w takiej a takiej sprawie”. A sprawę, o której mówił, trzeba było załatwić o kilka mil od klasztoru, toteż brat wrócił stamtąd dopiero na samą Eucharystię. Opat wezwał szafarza i spytał: „Dokąd posłałeś tego brata?” Szafarz odpowiedział zgodnie z tym, co mówił brat: „Posłałem go do takiej a takiej wsi”, po czym zrobił pokutę mówiąc: „Przebacz mi, panie, bo odpoczywałeś po wigiliach i dlatego musiałem go wysłać bez twojego pozwolenia”. Opat więc, przekonany o prawdzie, z błogosławieństwem posłał ich do Komunii. Potem wezwał podejrzliwego brata, skarcił go i zabronił mu Komunii świętej. Ponadto po Eucharystii zebrał wszystkich braci i ze łzami opowiedział im to wydarzenie i napiętnował go w obecności wszystkich, osiągając przez to cel potrójny: zawstydził diabła i ukazał go jako siewcę podejrzeń, winowajcy dał okazję do odpokutowania grzechu przez zawstydzenie i do uzyskania przebaczenia i pomocy Bożej na przyszłość, a resztę braci pouczył, żeby nigdy nie trzymali się swoich podejrzeń. Długo mówił o tym do nas i do tego brata, wykazując na przykładzie tego, co się zdarzyło, że nic szkodliwszego nad podejrzenie.


Fragment z dzieła Pisma ascetyczne. O auotrze: Św. Doroteusz z Gazy (VI w.), pochodził z Antiochii, gdzie też otrzymał staranne wykształcenie. Około roku 525 wstąpił do położonego koło Gazy (Palestyna) klasztoru, kierowanego przez abba Seridosa. Stał się uczniem dwóch wielkich mistrzów-rekluzów: Jana i Barsanufiusza. We wspólnocie pełnił różne obowiązki: odpowiedzialnego za przyjmowanie podróżnych i gości, opiekuna chorych oraz szpitala, a z czasem również wychowawcy nowych kandydatów. Być może po śmierci mistrzów oraz Seridosa (ok. 540 r.) założył nowy klasztor. Pozostawił zbiór konferencji oraz listów.

 


© 2024 Grupa Uwielbienia Bożego Miłosierdzia. Wszystkie prawa zastrzeżone. Stworzone przez Mega Group