Wniebowstąpienie

Było południe.
Natychmiast po przybyciu do Jerozolimy, mimo zmęczenia długą drogą, udali się wraz z Miriam na stok Góry Oliwnej, usiedli na ziemi i czekali na przybycie Jezusa. Gdy ich żegnał nad jeziorem Kinereth i polecił im udać się do Jerozolimy, głos Jego brzmiał rzewnie i łatwo można było w nim wyczytać zapowiedź jakiegoś niezwykłego zdarzenia. Przewidujący Johanan ben Zebadia zabrał z sobą Miriam do Świętego Miasta.

Podczas gdy jedni wypatrywali Jezusa z północy, drudzy ze wschodu, a inni od południa, znienacka zjawił się wśród apostołów, ale nie przyszedł do nich żadną z tych dróg, właściwie nie przyszedł żadną drogą, co wzbudziło w nich pokrzepiające podejrzenie, że od wyjścia z Galilei stale był z nimi i tylko dla ich oczu był niewidoczny. Przywitali Go już bez trwogi. Tak się przyzwyczaili do Jego nagłych objawień i przywykli do Jego niezapowiadanych odwiedzin, że gdy przez kilka godzin był przy nich nieobecny, niecierpliwie Go wyglądali dla miłości, którą Go kochali, i dla własnej wygody, do czego się z niejakim wstydem przyznawali w pokorze zakłopotanego ducha. Nie istnieje całkowite szczęście. Obudziła się w nich obawa przed samotnością, która ich ogarnie, gdy Jezus pewnego dnia pożegna się z nimi i odejdzie, i więcej się nie zjawi. Wprawdzie przyrzekł uroczystym przyrzeczeniem, że będzie z nimi aż do końca świata, mimo to przewidywali trudności czekające na nich po odejściu Jezusa, który na pewno trwać będzie przy nich, ale będzie to trwanie zmuszające ich do czujności, a wiadomo, czym jest prawdziwa czujność: nieprzerwanym czuwaniem we dnie i nocy, bez zmrużenia powiek, bez wypoczynku. Kto tak potrafi czuwać? Niektórzy z nich już raz dali dowód nieumiejętności czuwania. Będą skazani na samodzielność myślenia, działania i na nieustanne dokonywanie wyboru, na odgadywanie myśli Jezusa, Jego rozkazów, na odczytywanie Jego znaków, Jego niedomówień — pamiętali, jak ich kiedyś rozesłał po Galilei i jak marne były owoce ich samotnej pracy! — a przede wszystkim staną wobec konieczności rozróżniania Jego głosu od głosu własnych życzeń i od podszeptu Pełzającego, który rozmiłował się w naśladowaniu głosu Pana, a tę sztukę doprowadził do przerażającej doskonałości.

Jezus wyraził chęć spożycia wspólnego posiłku. Usiedli na ziemi i jedli chleb, suszone ryby, cebulę i ser, a gdy zaspokoili głód, rozmawiali z Rabbim, a im dłużej rozmawiali, tym większa stawała się ich pewność, że jest to spotkanie pożegnalne, a wnioskowali to z Jego wypowiedzi, podobnych do wypowiedzi stroskanego ojca rodziny, który wybierając się w daleką podróż pragnie najbliższym pozostawić rady, wskazania, polecenia i spostrzeżenia, te najważniejsze spośród najważniejszych i najmądrzejsze spośród najmądrzejszych. Potem dla pogłębienia ich otuchy wskazał na wersety w świętych Księgach, odnoszące się do Jego męczeństwa i zmartwychwstania, wezwał ich na świadków tych zdarzeń i polecił, aby w Jego imieniu głosili wszystkim ludom ziemi, zaczynając od Jerozolimy, pokutę i odpuszczenie grzechów. W tym celu dla urzeczywistnienia ich posłannictwa wkrótce ześle na nich Obietnicę obiecaną przez Ojca: zanurzy ich w Duchu Świętym, tak jak Johanan ben Zecharia, Jego Pustynny Brat, zanurzał synów człowieczych w wodach Jordanu. Niechaj zatem pozostaną w Jeruszalajim Hakodesz, aż zstąpi na nich ognista i drapieżna Moc Ducha Świętego, a wtedy uzbrojeni Jego mocą pójdą w świat i świadcząc się świadectwem świętych Ksiąg głosić będą Dobrą Nowinę wszystkim ludziom zamieszkującym ziemię. Obiecał im powtórnie, że będzie z nimi aż do końca świata. Gdy słowa te przeniknęły do wnętrz apostołów i znalazły w nich wygodne dla siebie mieszkanie, ujrzeli w sobie Jeszuę Mesjasza-Oblubieńca w otoczeniu świętych Ksiąg, które pobrzękując naszyjnikami, nakrapianymi srebrem, kolczykami i naramiennikami, ujęły się za ręce i zaśpiewały radosną pieśń. Rozpoczął się taniec świętych Ksiąg dokoła królewskiego Pomazańca. Tańczyły i śpiewały święte Księgi, piękne jak księżyc, promieniste jak słońce, groźne jak wojsko zbrojne, córki błogosławione, Księgi Początku, Wyjścia, Kapłanów, Liczb i Prawa, Psalmów i Proroków, w zachwyceniu śpiewały i tańczyły na chwałę umiłowanego Oblubieńca, jasnego i miedzianego, który góruje nad dziesięcioma tysiącami mężów, a Jego głowa jest jak szczere złoto, a włosy Jego są czarne jak kruki, Jego oczy są jak turkawki u strumienia, wykąpane w mleku i wypoczywające nad brzegiem źródła.

Jezus podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku Bethanii, a apostołowie i Miriam szli za Nim. Chcieli Go jeszcze spytać o wiele spraw zaprzątających ich serca i umysły, chcieli zasięgnąć u Niego jeszcze wielu rad, pouczeń i wskazówek, chcieli dowiedzieć się czegoś o własnej przyszłości, ale ponieważ wydawało im się — i słusznie — że powinni teraz w tak wielkiej i niepojętej chwili zachować umiar w stawianiu pytań, poczęli w nich w pośpiechu przebierać i odrzuciwszy wszystkie, pozostawili tylko jedno jedyne, niezwykle dla nich — dla synów tej ziemi, którą umiłowali gorącą miłością — ważne i jakże często sen spędzające z ich powiek. Było to ostatnie pytanie, jakie zadali na ziemi odchodzącemu Mesjaszowi. Gdy stanęli na szczycie Góry Oliwnej, spytali Jezusa:
— Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?
Jezus odrzekł:
— Nie wasza sprawa znać czas i chwilę, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i całej Judei, i w Samarii, aż po krańce ziemi.

Nie chciał im wyjawić czasu przywrócenia królestwa Izraela, podobnie jak przedtem nie chciał im wyjawić czasu swojego powtórnego przyjścia na ziemię, a ponieważ przyjście jednego i drugiego czasu uzależnił od wyroków swojego Ojcowskiego Synostwa — a o powtórnym Jego przyjściu nigdy nie wątpili — uradowali się z powodu Jego odpowiedzi, którą przyjęli jako radosną zapowiedź. Odetchnęli z ulgą.

Była cisza. Wiał zachodni powiew. Góra Oliwna trzepotała srebrnym szelestem oliwnych gajów.
Jezus podniósł ręce, wyciągnął je nad głowami apostołów i Miriam i pobłogosławił ich wszystkich razem i z osobna. Symeona ben Jona pobłogosławił błogosławieństwem kamienia, Johanana i Jaakowa, synów Zebadii, błogosławieństwem gromu, Jaakowa ben Halfi błogosławieństwem Jerozolimy, Jehudę ben Halfi błogosławieństwem ostatniej pomocy, Filipa z Bethsaidy błogosławieństwem obfitego chleba, Nathanaela ben Tolmaj błogosławieństwem figowego drzewa, Theoma Niedowiarka błogosławieństwem wiary, Andraja ben Jona błogosławieństwem pierwszego powołania, Symeona Gorliwca błogosławieństwem żarliwości, Lewiego Mataja błogosławieństwem rylca piszącego, a Miriam, matkę swoją, błogosławieństwem Cienia, i pobłogosławiwszy ich wszystkich razem i z osobna, począł się z wolna oddalać.

Stali, uporczywie wpatrując się w znikające Miejsce, gdzie przed chwilą stał, i usłyszeli obok siebie podniesione głosy, zapowiadające powrót Jezusa na ziemię drogą niedocieczoną. Zapamiętali tę zapowiedź — trudno im było ustalić, z czyich wyszła ust, ale na pewno były to usta natchnione i wiarygodne, i dlatego nazwali je ustami anielskimi — albowiem domyślili się, że jest ona przeznaczona dla tych, którzy po nich przyjdą, dla późnych potomków wiary. A Jezus powoli w nich się oddalał, wznosił się wysoko, wysoko, coraz wyżej, a to oddalanie się z Miejsca było równoczesnym pozostawaniem w Miejscu, a odchodzenie było powrotem, a chociaż był już daleko, był coraz bliżej, a im był dalej, tym był bliżej, a im bardziej stawał się niewidzialny, tym więcej był cielesny i obecny, i wreszcie, wreszcie poczuli, że mogą dotknąć Jego dłoni, Jego nóg, Jego ran bez obawy o śmiertelne porażenie. I tak oddalając się, wstępował we własne Istnienie, w Byt niewidzialny i nieskończony, którym jest On sam. Jeszcze raz spojrzeli na puste Miejsce, już o bardzo niewyraźnych zarysach Pana, jeszcze raz badawczym spojrzeniem ogarnęli całą przestrzeń, a gdy stwierdzili Jego całkowitą i niewątpliwą niewidzialność, powrócili do Jerozolimy i udali się do Świątyni Pańskiej, gdzie wraz z Miriam i pobożnymi niewiastami dziękowali Elohim i błogosławili Elohim, który wzbudził w Izraelu dla zbawienia świata Mesjasza, Pierworodnego spośród umarłych, Jezusa z Nazarethu.

 

Fragment z książki „Jezus z Nazarethu” Romana Brandstaettera




© 2024 Grupa Uwielbienia Bożego Miłosierdzia. Wszystkie prawa zastrzeżone. Stworzone przez Mega Group