Udała się pospiesznie w góry Judei

Miriam obudziła się. Była bezksiężycowa noc. Od pustyni dął chamsin i pędząc przed sobą gęste tumany piasku zatarł kontury nieba, domów, sadów i ogrodów, które zlały się w gęstą, lepką, czarną maź. Skwarny wiatr, nieustannie zmieniając głos, raz wył w drzewach migdałowych i zaroślach, to znów płakał i skowyczał jak szakal, z jękiem przywierał do ziemi, uciszał się i zamierał, aby po chwili rozpocząć od nowa swoje pustynne szaleństwo. Nagle od zachodu, od morza dał się słyszeć lekki szum, który nieśmiało zbliżał się, rósł na sile i dotarłszy w głąb rozpalonego lądu, rozlał się chłodnym, orzeźwiającym podmuchem po dolinach i górach, ale na ten znak wiatr pustynny poderwał się ze zdwojoną siłą — chmury piasku runęły na rozczarowane sady, oliwki i winnice — znowu wył i szczekał szakalim głosem, szarpał ciemności i rzucał się w opętanych podrygach, aż wreszcie, zmęczony, umilkł. I znowu odezwał się cichy szum od morza. Ale tym razem silniejszy.

Fale słonego powietrza wdzierały się do dolin, wpływały jak zastępy dobroczynnych aniołów w ogrody i w winnice, które, jeszcze skulone, ale już uśmiechnięte, z zaufaniem otwierały się na przyjęcie morskiego wiatru, zdobywającego pokorą i dobrocią coraz większą przewagę nad nieokiełznanym chamsinem, dzikim bratem Jiszmaelem, żyjącym na pustyni.

Miriam nie mogła spać. Wyszła przed dom. Usiadła na progu i powróciła do swoich nocnych myśli, które krążyły dokoła krewnej Eliszeby, żony kapłana Zecharii. Nigdy jej nie widziała. Od swoich rodziców słyszała o niej i jej mężu, o ich samotnym życiu i bezdzietności, która była źródłem ich smutku. Wieść o jej poczęciu sprawiła małej Miriam wielką radość. Ale czy tylko dla owej radości wspomniał Wysłannik o błogosławieństwie Bożym, którym wypełniło się bezpłodne łono staruszki? Przecież chyba nie po to o tym mówił, by dać dowód Wszechmocy Niewidzialnego, albowiem i bez tego dowodu Miriam nigdy nie wątpiła o Jego potędze. Więc jak rozumieć słowa Elohim? Co one oznaczają? Czy są tylko tym, co oznaczają? Przecież często się zdarza, że są także tym, czego nie oznaczają — nie dzieje się to dlatego, że Elohim działa na opak, gdyż działa On zawsze prosto i celnie w sposób jawno-zakryty i złożono-prosty — a wówczas jak zrozumieć smutek, który jest radością, lub radość, która jest smutkiem, gorycz, która jest słodyczą, lub słodycz, która jest goryczą, jak zrozumieć szczyt, który jest dnem, i dno, które jest szczytem? Czy Wysłannik, mówiąc o brzemienności podeszłej w latach Eliszeby, chciał wskazać na nią jako na jedyną zaufaną osobę, której Miriam może się zwierzyć ze swoich trosk i zmartwień i szukać u niej odpowiedzi na dręczące ją pytania? A może poczęcie Eliszeby stoi w jakimś tajemniczym związku z jej własnym Poczęciem? Z początku zagubiona w tym gąszczu świętych niedomówień kluczyła wśród nieczytelnych znaków i śladów, ale im bardziej gubiła się w zawiłych domysłach i trudnych przypuszczeniach, tym silniej upewniała się w przekonaniu, że powinna się udać do Eliszeby, zamieszkałej w Ejn Karem, w dalekich górach Judei, i pozdrowić tę, której imieniem posłużył się Wysłannik na dowód Wszechmocy Pańskiej.

Podniosła się z ziemi. W powietrzu panowała cisza. Od morza wciąż ciągnął lekki, chłodny powiew. Powietrze, przez całą noc nagrzewane pustynnym wiatrem i drżące od skwaru, teraz uspokojone i czyste, pachniało wonią gorzkich ziół płynącą od doliny Ezdrelon. Dla Miriam stało się jasne, że tylko Eliszebie może powierzyć swoją tajemnicę i prosić ją o radę, albowiem tajemnica Eliszeby została jej powierzona, więc postanowiła udać się do Ejn Karem, by u boku tej, która uczestniczyła w niezbadany sposób w jej Zwiastowaniu, spędzić kilka spokojnych miesięcy. Troska i dręczące ją dotychczas pytania wydały się jej teraz tylko przewidującym wybiegiem, przynaglającym ją do drogi, gdyż naprawdę już o nic się nie troszczyła ani nie gnębiły jej żadne zmartwienia i nie dręczyły żadne pytania. Była szczęśliwa i spokojna. Świtało.

Wróciła do izby. Zawiązała rzemyki u swoich sandałów, a do zawiniątka włożyła pół jęczmiennego placka. Zbudziła Jehojakima i Hanę i powiedziała im, że idzie do ciotki Eliszeby, i zanim rodzice zdali sobie sprawę z tego, co zaszło, wybiegła z domu i znikła za zakrętem drogi.

Udała się pospiesznie w góry Judei.

Fragment z książki „Jezus z Nazarethu” Romana Brandstaettera

 


© 2024 Grupa Uwielbienia Bożego Miłosierdzia. Wszystkie prawa zastrzeżone. Stworzone przez Mega Group